Test gitary Washburn XM 12C
Autor: Andrzej Łebek • 31 lipca 2012

- wygląd i wykonanie
- świetne brzmienie tym przedziale cenowym
- Fabryczne struny do wymiany
Zacznę od konkretu - gitara wygląda obłędnie. Jej agresywne kształty, czarny osprzęt, struny przez korpus i wisienka na torcie - matowy czarny lakier - powalają mnie na kolana.
Washburn XM 12C, bo o niej będę teraz mówił, to kolejna propozycja znanej wszystkim firmy Washburn, docierająca na rynek nad Wisłą. Na pierwszy rzut oka mamy wrażenie, że to jakaś customowa perełka lub choćby któraś szumna sygnatura. Otóż jest to taśmowa, budżetowa gitara, która - jeśli dobrze poszukamy - kosztować będzie nas nieco ponad 700 zł. Niektórzy z Was pomyślą, że będę teraz dobrze pisał o sprzęcie, który pewnie dobry nie jest. Nic bardziej mylnego.
Ale do konkretów…
Seria XM Washburna to gitarki skierowane do mniej zamożnych, raczej początkujących muzyków. Każda prawie firma produkująca gitary elektryczne w dzisiejszych czasach posiada w swoim asortymencie taką serię. Często jednak widać, jak bardzo niedbale niektórzy producenci podchodzą do kwestii jakości wykonania. Washburn XM 12C wyrzeźbiona, wykończona i wyosprzętowana jest jednak na zawodowym poziomie. Dostępne w podobnej cenie np. Squiery posiadają często masę niedociągnięć. W tym Washburnie wszystko jak najbardziej gra.
Trochę o budowie
W gitarze zamontowano stockowe humbuckery Washburna, 3-pozycyjny przełącznik w bardzo wygodnej pozycji. Struny prowadzone są przez lipowy korpus poprzez drobne tuneliki, co daje bardzo estetyczny efekt. Przykręcany klonowy gryf pokryto palisandrową podstrunnicą z drobnymi i cieszącymi moje oko, bo umiejscowionymi na lewym boku gryfu, kropkowymi markerami. Jak już wspomniałem, korpus wykończono czarną, matową farbą. Daje to naprawdę piorunujący efekt, ale żeby nie było za słodko, po przyjrzeniu się bliżej widać pociągnięcia pędzla. Kształt wzorowany jest na ibanezowskiej serii RG. Sugerują to nie tylko ostro zakończone cutaway'e, ale również główka ze znanym skądinąd "pazurkiem". Washburn pozwolił sobie jednak na nieco własnego zdania w kwestii kształtu legendy i pięknie wyprofilował korpus, na główce natomiast dodał finezyjne wcięcie. Całość, jak wspomniałem, łatwo powala na kolana.
Co z brzmieniem?
Tu można pójść w dwie strony - albo szukać dziury w całym twierdząc, że gitara to gitara, ma grać perfekcyjnie, albo być świadomym ceny i szukać pozytywów. Wolę chyba drugą opcję. Zanim jednak to zrobię, muszę poruszyć dość przykrą kwestię. Washburn chwali się montowaniem w gitarach fabrycznie strun Daddario. Muszę z przykrością stwierdzić, że nieomal stały się one powodem, dla którego prawie zrezygnowałem z recenzji. Podobny problem występuje zresztą w innych modelach (warto poczytać resztę recenzji Washburnów na infomusic.pl) i tyczy się również ustawień fabrycznych. Dopiero po wymianie strun na nowe (fabryczne nie wiadomo dlaczego zniekształcały dźwięk nawet przy delikatnym nacisku na progi, przez co nie dało się grać nie fałszując) i drobnej regulacji akcji i menzury gitara zaczęła gadać.
Brzmienie generowane przez dość lekki korpus i przystawki firmy Washburn nie powali na pewno fanatyków mięsistych metalowych przesterów. Jeśli miałbym określić przeznaczenie XM 12C, powiedziałbym - nu metal i podobne style doskonale się nadają. Gitara generuje bowiem dość miękkie, ale selektywne dźwięki z wycofanym dołem, zaokrąglonym środkiem i stonowaną górą. Sustain pozostaje na zadowalającym z plusem poziomie. Wciąż jednak mam wrażenie, że za tę cenę naprawdę ciężko znaleźć coś tak dobrze brzmiącego.
Posłuchaj próbek Washburn XM 12C
Podsumowując
Washburn rozpieszcza nas czarną perełką, wygodnym jak "diabli" pięknym i nieźle brzmiącym wiosełkiem na właściwie każdą kieszeń. Należy tylko w sklepie od razu kupić sobie nowe struny, żeby potem nie płakać. Polecam.
Plusy:
- cena(!)
- wygląd (!!!)
- perfekcyjne wykonanie
- świetne brzmienie tym przedziale cenowym
Minusy:
- ustawienia fabryczne
- struny w zestawie.
Galeria
Foto: Piotr Bartosiuk